Dane mi są tutaj do przeżycia naprawde bezcenne momenty.
W sobotę byłyśmy na ceremonii ślubnej Donathy - jednej z animatorek pracujących w naszych internatach. To świetna sprawa móc uczestniczyć w takiej uroczystości. Choć momentami było nudno, bo duża część całej imprezy polegała na wykłócaniu się przez rodziny państwa młodych, w szalenie zrozumiałym dla nas języku kinyarwanda, o to, czy warto ich ze sobą łączyć i przerzucaniu się argumentami za i przeciw. Jednak trzeba przyznać, iż była to niepowtarzalna okazja, żeby zobaczyć jak ten element życia odbywa się tutejszej kulturze. Na nasze szczęście siedział obok kolega Donathy i starał się mniej więcej tłumaczyć, co aktualnie jest mówione, więc nie było tak najgorzej. Każdorazowa wypowiedź obu stron kończyła się popijaniem piwa z sorgo, z wielkiego wiadra stojącego na środku sali.
Przegadywanie całej sprawy trwało dobrze ponad godzinę. To tutejsza tradycja - pozostałość po czasach małżeństw aranżowanych, kiedy to ożenienie syna lub wydanie córki za mąż musiało się opłacać. Kiedyś za żonę płacono krowami - im cenniejsza dziewczyna, tym więcej sztuk bydła (słyszałam, że za Natalię, jedną z naszych wolontariuszek, ktoś już proponował 17! :)). Teraz dalej płaci się "krową", jednak już tylko z nazwy i atrybutów pasterskich. I tak właśnie rodzina Donatki dostała motykę do przygotowania pola pod uprawę trawy słoniowej; sierp do ścinania owej trawy; maczetę do cięcia jej na kawałki; miskę na wodę, żeby krowa miała z czego pić i kanister na mleko. Wszystko to, co przy krowie potrzebne. A po samej krowie ani śladu.
Gdy rodziny dobiły już targu, przedmiot owego targu, czyli nasza Donatka we własnej osobie, wraz ze swoim orszakiem druhen, mógł pojawić się na horyzoncie. A wyglądał iście zjawiskowo:
Orszak przyniósł prezenty, które następnie Pani Młoda rozdała najważniejszym członkom rodziny swojego męża. Kapelusz i laska tradycyjnie powedrowały do teścia.
Na koniec jeszcze małżonkowie nawzajem obdarowali się różańcami i zegarkami, oraz Pan Młody wręczył swojej ukochanej pierścionek. No i można było zacząć świętować.
A z wielkiego wiadra mogli pić już teraz wszyscy, niekoniecznie zaproszeni, goście. I niekoniecznie przez własną rurkę. :)
Świętowanie trwało stosunkowo krótko, a całość zakończono wspólną modlitwą. Na koniec była jeszcze chwila czasu na życzenia i gratulacje.
|
Prezent od wolontariuszek |
|
Gratulacje |
Pan Młody, zaraz po skończonej uroczystości udał się samochodem na północ Rwandy, skąd pochodzi, a Pani Młoda spacerkiem wróciła do domu. Następny etap w sierpniu - uroczystość kościelna, po której małżonkowie razem zamieszkają.
:)