Ostatnia pełnia w Afryce na ponad-naturalnie ogromnym i nierzeczywiście rozgwieżdżonym niebie, gdzie dane mi jest podziwiać Krzyż Południa i gdzie Wielki Wóz wygląda, jakby uległ wypadkowi.
Ostatnia Msza w sanktuarium ze śpiewami i tańcami wychwalającymi Najwyższego.
Ostatniego Nyarushishi nie było. To znaczy było - tydzień temu.
Ostatnie niedzielne, beztroskie popołudnie z tymi, dla których tu przyjechałam.
Jeszcze nie ostatnie, szczere uśmiechy na ich twarzach.
I pierwsze przymiarki.
Do spakowania bagaży.
Do pożegnania się jak należy. Ze wszystkimi.
Do ogarnięcia zmiany rzeczywistości.
Do odnalezienia siebie w tym, do czego wracam.
A napiszesz nam dokładnie jak Ci się loty układają i kiedy lądujesz?
OdpowiedzUsuń