czwartek, 30 lipca 2015

kota potrzeba

W naszym biurze zadomowił się szczur.

Tutejsze szczury wyglądają bardziej jak myszy, ale mówią, że szczur. No to szczur.

W jednym kącie miał toaletę; w drugim, za szafą - sypialnię; w trzecim kącie, z naszym kawowym stolikiem -  jadalnię; czwarty kąt za blisko drzwi, więc nie był wykorzystywany.

Jego obecność zdradził kąt trzeci, gdyż kilkakrotnie, nieopatrznie, szczur wykorzystał go także jako toaletę.

Do biura zwabiły go z pewnością pachnące smakołyki w postaci zalegających w koszu skórek z bananów. Natomiast gdy skórek zabrakło, bo śmieci w końcu zostały wyniesione, zaczął żywić się drewnianymi pasyjkami. No nie.

Dziś od rana Ania w akcji "wykurzanie szczura z biura". Cały dzień, dosłownie! Się tam krząta i wszystko sprząta. I dzwoni po ludziach, czy kota nie mają. Lub kogoś, kto ma, nie znają.

W zeszłym roku kot tu był. Kotka właściwie, o wdzięcznym imieniu Konewka. Bo lubiła podlewać. W szczególności siostrzane łóżka. Kot był, ale się zmył. Tak już tu z kotami jest. Są do pewnego momentu, aż nagle przestają być. Idą w świat i nie znajdują drogi z powrotem.

Kota nie ma, ale jest pies. Pomysł padł, żeby szczurem zajął się Bogusław (ostatni, ze szczeniaków. Ten drugi znalazł nowy dom u rodziny Bryana, jednego z naszych przedszkolaków). Najmniej entuzjastycznie do pomysłu podszedł niestety sam Bogusław. Właściwie to mam wrażenie, że w ogóle nas olał i stwierdził, że panikujemy. Jak to baby.
Poza tym Bogusław woli karaluchy. Szczególnie te "klepnięte" przez s.Fabianę...

A więc szczur jak był, tak jest. Nie dał się wykurzyć odkurzaczem, i wcale mu się nie dziwię, bo taki rzęch ten odkurzacz, że na miejscu szczura też bym się nie przestraszyła.
Siedział sobie w swojej sypialni za szafą, przytulony do prezydenckiego oblicza w ramie za szkłem.
I prawdopodobnie cały dzień miał z nami niezłe kino.

3 komentarze: