piątek, 31 stycznia 2014

Czekolada na afrykańskie smutki

Ostatnie: czwartek i piątek. Ta ostatnia "ostatniość" wszystkiego jeszcze mnie nie przytłacza, ale miewam już przebłyski świadomości, że jednak bardzo wiele tu zostawiam; że tu się dalej będzie wszystko toczyć, ale beze mnie - bez mojego udziału, mojej opieki, kontroli, bycia w gotowości...Że będąc tam, tak daleko, będę tęsknić. Trochę mi o tym przypominają ci, którzy rozpoczęli już proces żegnania mnie dając mi coś, co sprawi, że będę o nich pamiętać. I tak dostałam już trzy czekolady - jedną nawet z piękną siostrzaną dedykacją; i masło shea do ust - do częstego użytku, żeby często pamiętać. Co do masła - ono wraca tam, skąd pochodzi, więc się nie martwię, natomiast czekolady...pewnie zjem je wszystkie w drodze, bo przecież upały im szkodzą. Niemniej jednak każdy z tych prezentów wzruszył mnie bardzo - dostawanie jest super. :) Najpiękniejsze wtedy, gdy jest skutkiem dawania z miłością. O tym dawaniu jeszcze będzie innym razem, pewnie niejednym. A na razie skupić się muszę na ciągle nieposprzątanym pokoju i niespakowanych bagażach.

Do następnego.

1 komentarz: