wtorek, 23 lutego 2016

wilczym śladem

Nie doskwiera mi tu samotność. Nie taka fizyczna. Czytając wilczego bloga uświadamiam sobie, że chciałabym jej doświadczyć. Tutaj mogę próbować, ale to na nic - w tym kraju nie zaistnieje takie zjawisko. Nie da się pójść na samotny spacer; nie można usiąść gdzieś na jakąś chwilę, żeby podczas tej chwili nie przewinął się ktoś w zasięgu wzroku lub słuchu. Po prostu nie ma takiej możliwości. A ja tak bardzo jej potrzebuję. Bo kiedy to już się dzieje, kiedy tak fizycznie jesteś sam i prawie w każdym momencie jesteś zdany jedynie na siebie, paradoksalnie dociera do Ciebie świadomość, że właśnie nie jesteś sam. Że po pierwsze: sam tego chciałeś - nikt cię nie opuścił, to ty opuściłeś; po drugie: ze zwiększoną siłą uświadamiasz sobie, że tęsknisz, i że wrócisz, bo masz do kogo i po prostu możesz; po trzecie, najważniejsze: w fizycznej samotności, w dźwięku ciszy i własnych myśli w końcu dociera do ciebie to, co mówi Bóg. Jego słowa łagodnie dźwięczą w szumie liści i śpiewie ptaków. I mówi Ci o tym, że jest z tobą, bo On nie ma potrzeby opuszczać. I jeszcze o tym, że ty jak najbardziej opuszczać możesz, właśnie po to, by On mógł pokazać ci, że będziesz chciał wrócić. Nie mówi ci, że źle zrobiłeś. Mówi o tym, co dobrego może z tego wyniknąć.

Po obejrzeniu "181" przyszło do mnie pragnienie samotności. Takiej, która otwiera na bycie z ludźmi. I wróciły marzenia o tamtym kontynencie.

2 komentarze: